Rozpuszczalna Ryba jest tak naprawdę wynikiem splotu niefortunnych zdarzeń, a nie rozplanowaną na poziomie atomów marką. Krawiectwo i drukowanie na tkaninach to nie są moje zasadnicze zawody, ale tak się poukładało, że teraz zajmuję się właśnie tym. Szyć nauczyła mnie babcia, naprawdę bardzo dawno temu. Drukować uczyłam się sama, wyciągając wnioski z tego, co schrzaniłam i ciesząc się jak trzylatek rowerkiem biegowym z tego, co się udało. Nie czuję się „marką”. Po prostu robię rzeczy i staram się je robić jak najlepiej.
Skąd nazwa? To fragment manifestu francuskich surrealistów. Bo prowadzenie własnej, jednoosobowej działalności gospodarczej w naszej cudownej ojczyźnie bywa mocno surrealistycznym doświadczeniem.
Co właściwie robię?
Drukowanie. Pracuję z dwiema technikami. Jedna to tzw. termotransfer, druga – sublimacja. Jak każde, mają swoje plusy i ograniczenia. Niewątpliwymi zaletami są trwałość, zwłaszcza w przypadku sublimacji, i to, że nie zużywa się przy nich ani mililitra wody. Druk termotransferowy to w Rybie przede wszystkim nadruki odblaskowe.
Co drukuję? Głównie reprodukcje starych grafik. Grzebię w najróżniejszych archiwach i zasobach bibliotecznych, sprawdzam prawa autorskie i jeśli się da, drukuję. Przeważa anatomia, kości, trochę makabresek. Zdarzają się jednak zwierzęta, roślinność, zdjęcia rodzinne wyciągnięte z lamusa.
Co szyję? Plecaki, worki, torby, nerki, chusty, kaptury. Po pierwsze, szyję z tego, co wydrukuję. Sporo materiałów kupuję gotowych – są to głównie tkaniny tapicerskie, których sama nie zadrukuję.
Z czego szyję? Zdecydowana większość to poliestry. Dlaczego akurat one? Są trwalsze, nie spierają się jak tkaniny naturalne, do ich produkcji nie używa się wody, nie kurczą się w praniu i można je wielokrotnie recyklingować. Owszem, żeby powstały, potrzebna jest „grubsza chemia” i to jest ich wadą. Jednak barwienie bawełny czy naturalnej skóry również wymaga stosowania ciężkich środków, a o recykling później trudno… Zresztą, mówienie, że naturalna skóra jest ekologiczna to jak wiara w płaską Ziemię. „Odpad” z rozwalającego nam ekosystemy chowu przemysłowego nie może być ekologiczny. Ostatecznie wybór zostawiam Wam. W każdym razie naturalnej skóry na pewno u mnie nie znajdziecie, bawełnę i len czasem w ramach zero waste.
Jak to działa? Jest jednostkowo. Najpierw powstaje ten pierwszy egzemplarz. Przez kilka tygodni cioram go, męczę, przeciążam, gotuję w pralce, rzucam kotom na pożarcie (gardzą), szarpię itd. itp. Żeby wyłapać słabe punkty, sprawdzić funkcjonalność i wiedzieć, co poprawić. Bo genialne pomysły oprócz tego, że są genialne, wymagają jednak praktycznego sprawdzenia. Potem szyję kolejne sztuki, ale nigdy jeden wzór nie pojawi się w ilościach hurtowych. Rękodzieło to nie masówka. To chyba uczciwe.
Chyba wszystko z rzeczy najważniejszych.
Poza Rybą? Weganka bez tendencji do nawracania na korzonki za wszelką cenę, opiekunka pierdyliarda nieadopcyjnych zwierząt z interwencji, miłośniczka chodzenia po ogniu i tańców z tymże. Wróg betonozy; gubi się w galeriach handlowych, znajduje się w lesie. Wielbicielka górskich maratonów na orientację i łażenia po bezszlaczu. Trochę też instruktor technik pracy z ciałem i świadomości ciała. Ale to już zupełnie inna historia.