O mnie

Pisanie o sobie nie jest moją mocną stroną, więc wybaczcie brak klasycznych marketingowych chwytów i PR-owych westchnień. Kilka miesięcy pracy w roli wykładowcy od psychologii reklamy skutecznie zniechęciło mnie do stosowania technik, których sama uczyłam. Dlaczego? Bo nie chcę i nie będę traktować Was jak idiotów. Proste.

Co robię? To chyba już wiadomo: szyję i drukuję. Ale po kolei.

Drukowanie. Pracuję z dwiema technikami. Jedna to tzw. termotransfer, druga – sublimacja. Jak każde, mają swoje plusy i ograniczenia. Niewątpliwymi zaletami są trwałość, zwłaszcza w przypadku sublimacji, i to, że nie zużywa się przy nich ani mililitra wody. Dają też możliwość tworzenia rzeczy jednostkowych. Sublimacja, której u mnie zdecydowana przewaga, sprawdza się tylko z poliestrami. Więc jeśli ktoś będzie Was namawiał na hiper-niezdzieraną sublimację na bawełnie lub lnie, przytaknijcie i idźcie dalej.

Co drukuję?

Głównie reprodukcje starych grafik. Grzebię w najróżniejszych archiwach i zasobach bibliotecznych, sprawdzam prawa autorskie i jeśli się da, drukuję. Przeważa anatomia, kości, trochę makabresek. Zdarzają się jednak zwierzęta, roślinność, zdjęcia rodzinne wyciągnięte z lamusa. I to wszystko trafia na tkaniny i kubki z kamionki.

Co szyję?

Plecaki, worki, torby, kaptury z kominami. Po pierwsze, szyję z tego, co wydrukuję. Ale ściemniać Sporo materiałów kupuję gotowych; są to przede wszystkim tkaniny tapicerskie. Zdarza się, że zarwę noc, bo tak się zagrzebię w poszukiwaniu tkaninowych ładności i piękna.

I tutaj dochodzimy do kwestii z czego właściwie szyję.

Zdecydowana większość to poliestry. Dlaczego akurat one? Są trwalsze, nie spierają się jak tkaniny naturalne, do ich produkcji nie używa się wody, nie kurczą się w praniu i można je recyklingować. Owszem, żeby powstały, potrzebna jest „grubsza chemia” i to jest ich wadą. Jednak barwienie bawełny czy naturalnej skóry również wymaga stosowania ciężkich środków, a o recykling później trudno… Zresztą, mówienie, że naturalna skóra jest ekologiczna to jak wiara w płaską Ziemię. „Odpad” z rozwalającego nam ekosystemy chowu przemysłowego nie może być ekologiczny. Ostatecznie wybór zostawiam Wam. W każdym razie naturalnej skóry na pewno u mnie nie znajdziecie, bawełnę i len czasem w ramach zero waste.

Produkcja?

Fanfaroniasto brzmi, ale niech będzie. Jest jednostkowo. Najpierw powstaje ten pierwszy egzemplarz. Przez kilka tygodni cioram go, męczę, przeciążam, gotuję w pralce, rzucam kotom na pożarcie (gardzą), szarpię itd. itp. Żeby wyłapać słabe punkty, sprawdzić funkcjonalność i wiedzieć, co poprawić. Bo genialne pomysły oprócz tego, że są genialne, wymagają jednak praktycznego sprawdzenia. To chyba uczciwe.

Chyba wszystko z rzeczy najważniejszych.

 

Prywatnie? Weganka bez tendencji do nawracania na korzonki za wszelką cenę, opiekunka pierdyliarda nieadopcyjnych zwierząt z interwencji, miłośniczka chodzenia po ogniu i tańców z tymże. Wróg betonozy; gubi się w galeriach handlowych, znajduje się w lesie. Wielbicielka górskich maratonów na orientację i łażenia po bezszlaczu. Trochę też instruktor technik pracy z ciałem i świadomości ciała. Ale to już zupełnie inna historia.